Warszawa: śledztwo przeciwko policjantom wraca do prokuratury. Sąd podtrzymał zażalenie.
Wczoraj (6.08.2019) odbyło się posiedzenie, na którym sąd rozpatrywał odwołanie się od decyzji prokuratury o umorzeniu śledztwa przeciwko dwóm policjantom podejrzewanym o przekroczenie uprawnień, znęcanie się i nieludzkie traktowanie podczas zatrzymania trójki warszawskich anarchistów 23 maja 2016. Sąd podtrzymał zażalenie, co oznacza, że sprawa wraca do prokuratury, a śledztwo będzie kontynuowane. W ciagu 7 dni opublikowane zostanie także pisemne uzasadnienie wraz z rekomendacjami, jakie czynności prokuratura powinna podjąć w tej sprawie. Posiedzenie, w przeciwieństwie do poprzednich, pomimo sprzeciwu ze strony podejrzanych, odbyło się w trybie jawnym.
Mowy końcowe policjantów były smaczkiem całej rozprawy. Jeden z nich wydawał się szczególnie zbulwersowany faktem, że jako anty-terrorysta o dotychczas wzorowej służbie, musi w ogóle tłumaczyć się przed sądem z tego zatrzymania. Szczególnie mocno oburzał się na oskarżenie o przekroczenie uprawnień poprzez nadużycie paralizatora. Odwoływał się do swojego kursu użytkowania taserów, a potem do kolejnego kursu na instruktora obsługi tasera, podczas których podobno sam miał doświadczyć rażenia prądem – tak edukacyjnie. Funkcjonariusz przekonywał, że te szkolenia pozwoliły mu wyrobić sobie odpowiednią postawę i rozumienie, czym w rzeczywistości jest ten środek przymusu bezpośredniego – więc nie jest możliwe, aby użył go w sposób niedozwolony. Ubolewał jednocześnie, że nie wszyscy policjanci przechodzą takie kursy (ten, w którym uczestniczył, miał być ostatnim takim, w którym rażono prądem kursantów). Innych policjantów torturujących taserami ludzi nazwał „bandą debili” i „czarnymi owcami, które wszędzie się zdarzają”, od których jego dzieli jednak przepaść. Odwoływał się nawet do sprawy Igora Stachowiaka, bulwersując się przy tym, że zrównuje się jego bohaterską służbę z tym marginesem. Wynikałoby z tego, że rażenie policjantów prądem ma funkcję edukacyjną. My proponujemy wdrożenie tych metod na co dzień. Można by było razić prądem policjantów przed każdym wyjściem w miasto. Wyobraźnia podsuwa także inne możliwości...
Warto także zwrócić uwagę na używany przez policjantów język. Obrażenia zostały zamienione na mikro-uszkodzenia, pokrzywdzeni na agresorów, butelki z benzyną na bomby, próba zniszczenia mienia na atak terrorystyczny... Cała ich obrona polegała na próbie obalenia wiarygodności zatrzymanych i zbudowania wizerunku bohaterów. Policjanci usiłowali wybielać swoje działania takimi szczegółami z życiorysu, jak praca w ratownictwie (także górskim), nieskazitelny przebieg służby itp.
Odwracanie kota ogonem w najczystszej postaci zaprezentował policjant, który zasugerował, że swoimi działaniami podczas zatrzymania złamał prawo – narażając współtowarzyszy z policji, by uratować życie anarchisty (sic!).
Ciekawych argumentów było więcej. Obaj podejrzani policjanci utrzymywali, że nie mogli kopać zatrzymanych. Są bowiem mistrzami sztuk walki, odpowiednio karate i kick boxingu, i gdyby ich leżących na ziemi kopali, to by zabili. A przecież zatrzymani żyją.
Ponadto dowiedzieliśmy się, że niemożliwym było użycie psa bojowego oraz tasera jednocześnie („bo taki ssak lądowy nie nadaje się potem do użycia”) co jednakże (a wiemy to z uzasadnienia sędziny) obaliły zeznania innych policjantów, w których pies pojawiał się i znikał. Raz powalał uciekającego, raz tylko stał przy nodze, czy też szarpiąc lub „walcząc”, czasem go w ogóle nie było, innym razem był używany łącznie z taserem. W zasadzie prawie każde z zeznań policjantów obalone zostało przez zeznania innych policjantów. Prawie każde słowo z mowy końcowej policjantów w trakcie tego posiedzenia zostało poddane w wątpliwość.
Ich zdziwienie (a także i nasze) wywołała sędzia wytykając te właśnie niespójności w zeznaniach i tym motywując podtrzymanie zażalenia na umorzenie sprawy. Oznacza to dla nas konieczność uzbrojenia się w cierpliwość, bo sprawa pewnie szybko się nie skończy. Jednakże wyraz twarzy podejrzanych stróżów prawa i ich kompromitujące wypowiedzi są warte obejrzenia kolejnej odsłony. Nie odczuwamy wielkiej satysfakcji, że jakiś sąd decyduje się nie umorzyć sprawy jakimś policjantom. Nie odczuwalibyśmy jej pewnie nawet, gdyby zostali oni skazani. Tym niemniej, gdy system sam potyka się o własne nogi można się czasem uśmiechnąć. Ten eksperyment z działaniem wymiaru sprawiedliwości i badanie jego granic ma dla nas także walor poznawczy i edukacyjny. Jest też jednym z elementów nacisku na system i otwieraniu frontów w miejscach, gdzie jest to możliwe. Nie oznacza to jednak naszej zgody na autorytet sądu ani zaufania do wymiaru sprawiedliwości, nigdy też nie będzie stanowiło granic naszych działań.