Poznań: Spontaniczny protest przeciw policyjnej przemocy - relacja
"Stop przemocy policyjnej!", "Ratunku
policja!", „Dość represji za poglądy!”, „Policja kłamie!” - transparenty z
takimi hasłami pojawiły się w piątek, 6 grudnia, pod komisariatem na poznańskim
Starym Mieście. Trzymali je anarchiści, krzycząc: "Bandyci w mundurach!".
Kilkadziesiąt osób protestowało przeciwko arogancji i bezkarnej policyjnej
przemocy. Dzień wcześniej policja,
niczym grupa rekonstrukcyjna z okresu stanu wojennego, zaatakowała bardzo
brutalnie happening wyśmiewający pseudonaukowy wykład „Gender – zagrożenie dla
człowieka i rodziny”, promowany m.in. prze środowiska nacjonalistyczne.
Policyjna przemoc spotkała się z ciepłym przyjęciem skrajnej prawicy.
Szczególnym okrucieństwem wykazali się tajniacy, którzy używali paralizatorów.
Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy poznańskiej policji, do dziś kłamie, że taki
sprzęt nie był i nie jest na wyposażeniu policji.
W momencie gdy część uczestników pikiety chciała wejść na komisariat – czyli do rzekomo publicznego budynku – celem zdobycia informacji na temat zatrzymanych dzień wcześniej aktywistów i aktywistek - doszło do przepychanek, a także prób naruszenia nietykalności cielesnej protestujących. Policja szczelnie odgrodziła wejście na komisariat od uczestników pikiety, pokazując po raz kolejny prawdziwe oblicze władzy – i usprawiedliwiając najbardziej radykalne formy „dialogu” z nią. Podczas akcji nie zabrakło tajniaków, którzy tym razem powstrzymali się od „prywatnego” czy „służbowego” użycia paralizatorów, ale oczywiście gorliwie zbierali dane o aktywistach.
Policyjna przemoc w uniwersyteckiej przestrzeni zszokowała wielu ludzi, którzy dotychczas skłonni byliby usprawiedliwiać „incydentalne przekraczanie uprawnień” jakimś ogólniejszym „poczuciem bezpieczeństwa i ochrony porządku publicznego”. Jednoznacznie sprawę przedstawia naoczny świadek użycia broni obezwładniającej, wykładowca z Instytutu Filozofii UAM.
- Widziałem człowieka, który stał spokojnie, przyglądał się interwencji. Podszedł do niego mężczyzna, zaczął go szarpać. Spytałem, czy jest policjantem. Nie odpowiedział, ale widziałem, jak używał paralizatora – relacjonuje pracownik naukowy.
Do sali wkroczyli wezwani przez uczelnię policjanci w
kaskach, z tarczami i pałkami. Doktor
filozofii oburzony podszedł do ich dowódcy.
- W sali jest mężczyzna, który atakował ludzi - wykładowca
wskazał na niego palcem.
- To policjant – odpowiedział spokojnie dowódca „bandytów w mundurach”.
Policja nie skomentowała ani swego skandalicznego zachowania, ani spontanicznego zgromadzenia pod komisariatem dzień później. Żaden z atakujących ludzi policjantów nie spotkał się z jakąkolwiek konsekwencja służbową za swe zachowanie. Happenerom grozi – zdaniem wstępnych szacunków prokuratury nawet do 10 lat więzienia m.in. za domniemaną czynną napaść na funkcjonariusza.
/* Style Definitions */ table.MsoNormalTable {mso-style-name:Standardowy; mso-tstyle-rowband-size:0; mso-tstyle-colband-size:0; mso-style-noshow:yes; mso-style-parent:""; mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt; mso-para-margin:0cm; mso-para-margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:10.0pt; font-family:"Times New Roman"; mso-ansi-language:#0400; mso-fareast-language:#0400; mso-bidi-language:#0400;}